Odnawianie stuletniego kufra 2
Chyba kufry podróżne z fabryki Krause i S-ka mnie lubią, bo trafił w moje ręce kolejny, oczywiście do odnowienia. Trochę większy niż poprzedni, bardziej zniszczony, ale dobrze rokujący. Zabrałam się do pracy.
W kufrze, który odnawiałam wcześniej potwornie zniszczony był środek – zobacz wpis: https://dekudeku.pl/odnawianie-stuletniego-kufra/ W tym wnętrze było odnowione, wyklejone korkiem, natomiast z zewnątrz wyglądał naprawdę źle.
Jak widać na zdjęciach, kufer nie był w dobrym stanie – płótno uszkodzone i wyszarpane w wielu miejscach, z ubytkami (i płótno, i drewno), zniszczone skórzane uchwyty, zardzewiałe stalowe okucia, a mosiężne zaśniedziałe. I tak, gdzie nie spojrzeć było coś do zrobienia. Na szczęście klientka nie chciała naturalnego koloru płótna, ale pomalowane na biało. I żeby dorobić nóżki. Zaczął mi się ten projekt bardzo podobać.
Zaczęłam od umycia całego kufra, poodcinania odstających nitek i kawałków płótna. To co dało się przykleić – przykleiłam. Na starym płótnie wyrównałam brzegi, starając się, aby były w miarę proste. Dzięki temu łatwiej było mi dopasować i dokleić brakujące fragmenty (dobrze to widać na poniższym zdjęciu). Nie obyło się, oczywiście, od ścisków, którymi dociskałam płótno do podłoża. W ferworze walki nie zrobiłam zdjęć, ale jak widać ta metoda jest bardzo skuteczna, bo płótno trzyma się bardzo dobrze.
Wszystkie ubytki, dziurki i braki uzupełniłam masą szpachlową. Ponieważ kufer i tak miał być malowany, nie żałowałam sobie, ani nie dobierałam koloru szpachli do podłoża.
Okleiłam taśmą drewniane elementy kufra, aby ich nie pobrudzić. Wcześniej przeszlifowałam drewno, zabejcowałam i polakierowałam. Stalowe okucia też oczyściłam najpierw odrdzewiaczem, potem papierem ściernym i polakierowałam. To już było zrobione na gotowo.
Oczyściłam również mosiężne okucia najpierw roztworem octu z solą, to co się nie doczyściło – wyszlifowałam wełną stalową. Zabezpieczyłam lakierem. Okucia również okleiłam taśmą.
Pozostało tylko malowanie. Malowałam farbą akrylową przy pomocy wałeczka i pędzla. Płótno bardzo dobrze przyjmowało farbę, wystarczyły dwie warstwy.
Sporym wyzwaniem było odnowienie uchwytów (rączek) kufra. Są one wykonane z bardzo grubego rzemienia, a właściwie dwóch sklejonych ze sobą warstw rzemienia. Zdjąć ich nie mogłam, ponieważ w tych kufrach wszystko jest zanitowane. I o ile można by ewentualnie poprzecinać te nity, to nie posiadam odpowiednich narzędzi, żeby założyć nowe. Postanowiłam więc … pozłocić je, a właściwie położyć na rzemień szlagmetal w odcieniach miedzi i starego złota. Potem uchwyty zawoskowałam. Wyszło całkiem fajnie.
Pozostało dorobienie nóżek. Kupiłam gotowe, takie trochę beczułki, ale pasujące do stylistyki kufra. Zabejcowałam je i polakierowałam. Nie można było przykręcić nóżek wprost do dna, trzeba było zrobić dodatkowe wsparcie, ponieważ pod wpływem ciężaru (rzeczy umieszczonych w kufrze), dno mogłoby się załamać. Dlatego zamontowałam do dna drewniane listewki i dopiero do nich przykręciłam nóżki.
Od środka wygląda to tak:
I w ten sposób, krok po kroku, odnowiłam kufer i dałam mu nowe życie. Detale wyglądają tak:
A cały kufer tak:
A ja nadal jestem ciekawa historii fabryki kufrów podróżnych Krause i S-ka. Ktokolwiek słyszał, ktokolwiek wie – proszony jest i informację. 🙂